Jesienią zeszłego roku wymyśliliśmy sobie wakacje na półwyspie Gargano.
Mieliśmy lądować na lotnisku w Pescarze i stamtąd jechać do miejscowości Vieste. Jednak na kilka dni przed wylotem postanowiliśmy zamienić leniuchowanie na zwiedzanie i zaplanowaliśmy kilka noclegów w różnych miastach. Dzięki tej zmianie planów, na samym początku, trafiliśmy do Sulmony. To godzina drogi autem z lotniska, więc warto wstąpić chociaż na chwilkę, bo to bardzo słodkie miasteczko.
Sulmona jest uznawana za miejsce narodzin confetti, tradycyjnych włoskich podziękowań, czyli migdałów w lukrze. I o ile u nas podziękowania dla gości to kwestia decyzji Państwa Młodych to we Włoszech podobno jest to tradycyjny i obowiązkowy punkt każdego przyjęcia.
Czemu confetti? i czy ma to coś wspólnego z obrzucaniem Państwach młodych. No właśnie nie, bo nazwa confetti pochodzi od słowa confectum co znaczy opakowany (tak w średniowieczu mówiono na bakalie obtoczone w miodzie) więcej tu
W Sulmonie nadal działają dwie fabryki, które produkują migdały w lukrze. Poza tym na ulicach jest kolorowo od różnych kompozycji na drucikach zrobionych z migdałów zawiniętych w kolorowe folie. Mnie nie do końca się to podobało, bo sprawiało wrażenie takiej pamiątki przygotowanej pod turystów. Dzieci natomiast były zachwycone.
Do fabryki nie udało nam wejść, bo dotarliśmy tam w czasie sjesty. Kupiliśmy natomiast kilka torebek tradycyjnych, włoskich migdałów, oblanych białym lukrem.
Poza próbowaniem migdałów, warto pospacerować ulicami Sulmony, napić się włoskiej kawy w cieniu średniowiecznych budynków i orzeźwić się świeżą wodą doprowadzaną do fontann przez akwedukt z XIII wieku.
Za nami akwedukt i plac Garibaldi.